Wystarczy jedno tylko spojrzenie na młodego osobnika Tropheus duboisi, aby znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego gatunek ten cieszy się takim powodzeniem wśród akwarystów. Już w 30 dni po urodzeniu, narybek ma czarne, upstrzone charakterystycznymi białymi kropkami, ciało. Dorosły osobnik jest czarny, ale bez kropek, za to z niebieską głową i szerokim, białym (lub kremowym) pasem za skrzelami. U samców pas ten jest z reguły większy. Do rozróżnienia płci pomocne jest także porównanie kształtu pyska ryby – u samic bardziej okrągłego, u samców zaostrzonego.
Moje Tropheus duboisi trzymam w 350L akwarium, gdzie pływają razem z Labidochromis caeruleus, Pseudotropheus demasoni, Tropheus brichardi „Kipili” i Tropheus moori „Kalambo”. Wystrój zbiornika jest prosty: duże kamienie, na dnie drobny piasek. Woda w akwarium jest ogrzewana przez grzałkę Ebo Jager 250W. Filtrowaniem wody zajmują się dwa AquaCleary 500 z dodatkowymi wkładami gąbkowymi.
Ryby nabyłam od Billa Nelsona, kolegi z American Cichlids Association (ACA). Miałam rzadką możliwość osobistego wybrania każdej rybki; widziałam też pochodzących z odłowu rodziców moich maleństw.
Hodowlę Tropheus duboisi rozpoczęłam w akwarium 190L. Ich towarzyszami były te same gatunki, co obecnie. Kiedy ryby zaczęły dorastać, przeniosłam je do zbiornika 380L. Pierwsze próby wycierania się miały miejsce po 9 miesiącach od urodzin, przy długości około 6,5cm. Samiczki potrzebują jednak kilku prób, zanim zdadzą sobie sprawę, że od regularnego najadania się ważniejsze jest noszenie w pysku ikry… W okresie inkubacji co prawda jedzą, ale są wolniejsze od innych ryb, które wyjadają niemal cały pokarm. Przyszłe mamy wychwytują jedynie malutkie drobiny jedzenia i odżywiają się nim na spółkę z narybkiem.
Inkubacja trwa od 26 do 34 dni, w zależności od wieku i „doświadczenia” samic. Zauważyłam, że te z młodszym stażem macierzyńskim wypuszczają młode relatywnie wcześniej. Ich potomstwo jest jednak zauważalnie mniejsze od potomstwa dojrzałych, doświadczonych samic.
Narybek Tropheusów jest zazwyczaj duży i masywny; rośnie niewiarygodnie szybko, jeśli tylko zapewni się czystą wodę i dobrej jakości pokarm. Maluchom od samego początku podaję rozdrobniony i rozmoczony pokarm w płatkach, a następnie – po około 3 miesiącach – małe kawałeczki sałaty.
Zasadniczo nie odbieram samiczkom ikry, wolę dać im możliwość pełnego obcowania z tym, co naturalne. Wydaje mi się, że macierzyństwo po prostu je wzmacnia…
Inkubującą samiczkę odławiam do osobnego zbiornika, przeznaczonego tylko dla niej. Od razu gaszę światło, aby dać jej czas na uspokojenie się. (Przed przenosinami należy oczywiście sprawdzić, czy parametry wody są takie same, jak w zbiorniku ogólnym!)
Gdy samiczka poczuje się pewnie, wypuszcza z pyszczka młode, by się pożywić. Ryby z rodzaju Tropheus są świetnymi rodzicami, toteż ilekroć pojawi się zagrożenie, samiczki biorą narybek z powrotem do pyska. Zdarzyło mi się co prawda mieć samice, które po pierwszym wypuszczeniu młodych przestawały się nimi interesować, jednak wśród Tropheus duboisi są to wyjątki; zjawisko to częściej obserwowałam u Tropheus moori.
Kiedy narybek usamodzielnia się, można już przenieść samiczkę z powrotem do jej domu. Zanim to zrobię, czekam do wieczora i wyłączam oświetlenie w zbiorniku ogólnym. Daję w ten sposób jego mieszkańcom czas na uspokojenie się; dopiero potem wpuszczam samiczkę. Po wszystkim zakrywam całe akwarium kocem i zostawiam tak na cały dzień. Ryby „budzę” następnego wieczora, w porze ich kolacji. Taki sposób dołączania samiczki do stada zawsze świetnie zdawał egzamin w moich akwariach!
Czasami zdarza się, że w zbiornikach brakuje miejsca na nowe ryby. Wtedy nie mam wyjścia i muszę zabrać samiczkom ikrę. Do czynności tej zabieram się dopiero po co najmniej 3 tygodniach od tarła – tak, aby narybek był już rozwinięty. Bardzo łatwo zaobserwować znaczącą różnicę w sposobie inkubowania, gdy młode są już całkiem wyrośnięte – podgardle samicy robi się pełne, jak nigdy wcześniej. Wtedy też zwykle odławiam ją do osobnego zbiornika, jeśli jednak muszę zabrać ikrę, łapię samicę i przenoszę do wiadra z wodą taką, jak w akwarium. Trzymam rybę w jednej ręce, a paznokciem palca drugiej delikatnie (!) staram się zmusić samiczkę do opuszczenia dolnej szczęki. Następnie staram się wypłukać narybek z jej pyszczka. Maleństwa starają się za wszelką cenę wrócić do buzi mamy, toteż upewnienie się, że wypłukaliśmy wszystkie rybki jest dość czasochłonne i uciążliwe. Stuprocentową pewność można osiągnąć poprzez oświetlenie wnętrza pyska samicy latarką.
Podstawową zasadą przy zabieraniu narybku jest, by działać bardzo ostrożnie i delikatnie. Niczego nie można robić na siłę, samiczka musi sama ustąpić i otworzyć pyszczek.
Wszystkie tropheusy karmię płatkami spiruliny firmy OSI. Przed podaniem są one kruszone i moczone w ciepłej wodzie z dodatkiem witamin. Ryby dostają spirulinę dwa razy dziennie; przed śniadaniem zjadają też odrobinę sałaty. Ponadto staram się stymulować wzrost glonów, jako że jest to świetne uzupełnienie codziennej diety tropheusów.
Jeśli chodzi o warunki chemiczne wody, tropheusy nie są specjalnie uciążliwe. Woda musi być po prostu czysta, o parametrach nie przekraczających przyjętych norm. W moich akwariach mam wodę o pH ok. 8.0 i temperaturze 24,5-27°C, w zależności od pory roku i miejsca ustawienia zbiornika. Twardość jest umiarkowana, na poziomie około 240 ppm.
Co tydzień podmieniam 30-35% wody w akwariach, używając do tego 10-litrowych wiader. Świeżą wodę „traktuję” specjalnym uzdatniaczem, mikroelementami w płynie, a także 1/4 łyżeczki specjalnej soli akwariowej do akwariów z Tanganiką. Wlewana woda jest z reguły nieco cieplejsza od wylewanej – wydaje mi się, że dzięki temu rybom szybciej zbiera się na amory. Podczas podmiany dodatkowo wyłączam filtry; ta chwila spokoju zmniejsza chyba stres, gdyż potem ikrę nosi więcej samic.
Samce są bardzo wytrwałe w adorowaniu samiczek. Zrobią wszystko, by tylko oczarować wybrankę – będą przepływać jej drogę i trząść się w godowym tańcu dotąd, aż dama któremuś z nich ulegnie. Gdy cel zostanie osiągnięty, para płynie na dno lub płaski kamień, gdzie odbywa się tarło. Tutaj ryby krążą i trącają się wzajemnie; w tym samym czasie samica składa po jednym ziarenku ikry. Po zrobieniu szybkiego obrotu zabiera je do pyska, po czym podpływa do samca, który zapładnia jaja.
Niewielkie są różnice w zachowaniu samicy i reszty grupy. Przyszła mama będzie brała udział nawet w codziennym rytuale związanym z karmieniem; mało tego – będzie jeść wraz z innymi nawet sałatę! Jedyne dostrzegalne różnice to nieznaczna wypukłość dolnej części pyska, oraz fakt, iż samiczka będzie mimo wszystko bardziej ostrożna przy pobieraniu pokarmu.
Tropheus duboisi są wśród moich ulubionych ryb z rodzaju Tropheus. Są nie tylko raczej zgodne, ale i towarzyskie. Wcale nie boją się opiekunów! Ponadto zmiany w akwarium i diecie tolerują znacznie lepiej, niż ich pobratymcy Tropheusy moori. A tak poza tym – kto mógłby się oprzeć tym cudownym białym kropkom?
Opracowanie
Jessica Miller, 1997. Artykuł pochodzi z witryny Tropheus Basics (cichlidae.com/tropheus). Tłumaczenie za zezwoleniem i dzięki uprzejmości Jessiki Miller – Michał P.
Liczba wyświetleń: 65