Niemal każdy miłośnik ryb z jeziora Tanganika, rozpoczynający swoją akwarystyczną przygodę, wpada w spore zakłopotanie. Poznanie i zapamiętanie nazw najpopularniejszych ryb – naskalników, księżniczek i muszlowców, nie nastręcza trudności. Schody zaczynają się jednak wtedy, gdy adept stara się poznać kolejne gatunki; nagle bowiem okazuje się, że polskich nazw nie ma i trzeba operować łaciną.
Dlaczego tak się dzieje? Niestety – aktywność nazewnicza w Polsce datuje się głównie na lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, później była zaś znikoma. Tymczasem rybami z Tanganiki na dużą skalę zainteresowano się niedawno, a proces sprowadzania nowych gatunków nabrał tempa w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. W efekcie, polskich oznaczeń doczekały się tylko najwcześniej sprowadzone gatunki, głównie przedstawiciele rodzajów Lamprologus i Neolamprologus.
Dziś w naszych akwariach pływa kilkadziesiąt gatunków ryb z jeziora Tanganika, z których większość nie ma swoich polskich nazw. Problem ten nie dotyczy zresztą wyłącznie fauny Tanganiki.
Lectio latina
Najprostszym wyjściem z patowej sytuacji, gdy rybę jakoś nazywać trzeba, a po polsku nie ma jak, jest stosowanie nazw łacińskich. Łacina obowiązuje w nazewnictwie naukowym na całym świecie, jest stała, niezmienna i uniwersalna. Sięgamy do niej intuicyjnie. Problem w tym, że stosując nazwy łacińskie równie intuicyjnie staramy się wtłoczyć je w leksykalne reguły języka polskiego. Sam nieraz pisałem o uroczo przesiewających piasek „xenotilapiach”, inni zaś o wymarzonych a jeszcze nieosiągalnych „ophtalmotilapiach”… Wszyscy popełnialiśmy błąd! Nazw łacińskich się nie odmienia.
Co więc zrobić w takiej sytuacji? Wyjścia są dwa – albo stosować nieodmienną, sztywną i nienaturalną formę łacińską („mam w swoim akwarium dziesięć Xenotilapia„), albo na dobre spolszczyć wyraz łaciński. Dużo bardziej rozsądnym wydaje się rozwiązanie drugie – przystosować obce słowo do polskiej składni, wymowy i gramatyki. Jest to proste i wymaga niewielkiego tylko wysiłku poznawczego.
Zgodnie z regułami poprawnej polszczyzny, możemy hodować w akwariach:
- ksenotilapie
- trofeusy
- oftalmotilapie
- spatodusy
- tanganikodusy
- kallochromisy
- itp.
Główną zasadą, o której trzeba pamiętać, jest, by nazwa była jednoznacznie polska i w mowie, i w piśmie. To dlatego trofeus nie mógł pozostać „tropheusem” – przy takiej bowiem pisowni, poprawne czytanie wymagałoby rozdzielania „p” i „h” (trop-heus), nie zaś łączenia tych liter w „f”. Podobnie rzecz ma się ze „spathodusem” (poprawnie – spatodusem) i pozostałymi ww. rybami.
Jeśli chodzi o „cyprichromisy”, ” chalinochromisy”, czy „eretmodusa”, sprawa jest dużo prostsza, niż powyżej.
Nazwy te brzmią bowiem tak samo po łacinie, jak i po polsku (gdy już zapożyczymy doń owe wyrazy), nie ma też różnic w pisowni. Odmienianie jest tu więc wolne od błędu i może być czynione bez obawy się o jego popełnienie.
Abstrahując od wszystkiego, co już powiedziane, warto pamiętać, by nie pisać spolszczonej nazwy ryby z dużej litery (o ile nazwa ta nie rozpoczyna zdania). W łacinie jest to normalny zabieg, zupełnie jednak obcy dla języka polskiego. Chcemy czy nie – musimy ksenotilapię traktować tak samo, jak karpia 🙂
O nazwiskach słów kilka
Niektóre nazwy gatunkowe ryb (rodzajowe rzadziej) pochodzą od nazwisk badaczy, których postanowiono w ten szczególny sposób uhonorować. Tropheus duboisi, T. moorii, Neolamprologus buescheri, Petrochromis trewavasae, Julidochromis regani i Tropheus brichardi to tylko niektóre z przykładów.
Gdy mamy do czynienia z taką sytuacją, nie pozostaje nic innego, jak odmienić nazwisko badacza – zgodnie z regułami języka polskiego. Niestety, błędna odmiana niektórych nazwisk (Moore, Dubois) była upowszechniana w polskiej literaturze akwarystycznej…
Na szczęście z dawien dawna piszemy o naskalnikach „Regana, Marliera i Dickfelda” – i piszemy dobrze. Wątpliwości pojawiają się dopiero przy odmianie nazwisk tych badaczy, którym „zadedykowano” ryby popularne w Polsce od niedawna.
Kiedy chcemy powiedzieć o gatunku Tropheus moorii, pierwsze, co przychodzi do głowy, to ilość jego wariantów barwnych. „Wariantów barwnych jakiej ryby? Noo… trofeusa moorii!”. Niestety – taka forma, choć wygodna, nie jest dopuszczalna. Jeśli odmieniać, to całość; dlatego powinniśmy powiedzieć „trofeus Moore’a”. Podobnie zresztą rzecz ma się z trofeusem Bricharda. Nazwisko Francuza czytane po polsku musi być zgodne z wymową francuską [briszarda]. To jedyna uwaga..
Nieco zamieszania wprowadza natomiast kolejny Francuz – niejaki Dubois. Nieliczne nazwiska francuskie, w tym z końcówką -ois, są nieodmienne. Przy wymowie na końcu znajduje się litera „a” [dibua] i nie ma potrzeby czegokolwiek dodawać. Tak więc hodujemy trofeusy Dubois, rozmawiamy o trofeusach Dubois, itd.
Ciekawostką jest natomiast nazwisko Trewavas. W Tanganice pływa petrochromis Trewavas… Ktoś uważny zapytałby w tym momencie: „a dlaczego nie Trewavasa?”. To słuszne pytanie, bo tak być powinno. Oczywiście w przypadku, gdyby Trewavas był… mężczyzną 🙂 Jak się dowiedziałem zbierając materiały do tego artykułu, jest to kobieta – stąd brak odmiany po polsku. Końcówka w nazwie łacińskiej (-ae) jest zaś typowa właśnie dla rodzaju żeńskiego.
Inne nazwiska nie sprawiają większych problemów – np. szczelinowiec Bueschera (z braku w polskim alfabecie niemieckiego umlautu, nazwisko badacza zapisujemy przez „ue”).
W drugiej części artykułu poświęconego nazewnictwu zajmę się kolejnymi problemami językowymi, przed jakimi staje akwarysta, a także dobrym i niedobrym nazewnictwem polskim.
Uważny czytelnik pierwszej części mojego artykułu poczynił już zapewne ważną obserwację: do tej pory mówiliśmy głównie o nazwach rodzajowych, zapominając o dużo istotniejszym, drugim członie każdej nazwy łacińskiej. Ów „drugi człon” pozwala wyróżnić gatunki z rodzaju, a także odróżnić je od siebie nawzajem. Pół biedy, gdy rybę nazwano na cześć jakiegoś badacza (o odmianie nazwisk za chwilę), gorzej, gdy druga część nazwy w jakiś sposób gatunek określa (np. multifasciatus znaczy wielopręgi). Dla naszego intuicyjnego nazywania ryb ich łacińskimi oznaczeniami jest to kolosalny problem. Postaram się to wyjaśnić na przykładzie.
W jednym z moich akwarium pływają dwa gatunki – Altolamprologus calvus i Altolamprologus compressiceps. Mogę nazwać je altolamprologusami, ale na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to wystarczający wyróżnik. Sięgam więc do nazw gatunkowych i mówię o „kalwusach” i „kompresicepsach”. Jest to najprostsze wybrnięcie z trudnej sytuacji, ale jakże niefortunne! Obie nazwy wyglądają nienaturalnie – szczególnie druga, mająca zresztą bardzo klarowny łaciński sens (ściśniętogłowy).
Przykład ryb z rodzaju Altolamprologus jest bardzo obrazowy. Podobnie przecież ma się sytuacja np. z ksenotilapiami, oftalmotilapiami, czy kallochromisami. Szczególnie istotnie rysuje się problem tych pierwszych, których jest kilkanaście gatunków. Ryby te powoli stają się w kraju popularne, a przecież trzeba je jakoś odróżniać! W takiej patowej sytuacji rodzi się potrzeba wykreowania prawdziwie polskiego nazewnictwa. Sam wyraz „ksenotilapia” jest, moim zdaniem, bardzo wdzięczny i nie wymaga zmieniania; potrzeba jednak polskich dookreśleń, które zastąpią nieco męczące nazwy gatunkowe: flavipinnis, ochrygenys, ornatipinnis, itd. Nie są to bowiem nazwy wpadające w ucho tak łatwo, jak „frontosa”, „furcifer”, czy „leptosoma” – określenia, które weszły już do potocznego języka.
Pamiętajmy o tym, że nazwa gatunkowa przekazuje zawsze jakieś dodatkowe informacje o rybie i może warto oddać sens znaczeniowy tej nazwy w języku polskim.
Nazewnictwo i antynazewnictwo
Łacińskie nazwy z reguły bardzo zgrabnie wpasowują się do naszego języka, jednak nie powinniśmy z zapożyczeniami przesadzać – nawet w przypadku nazw rodzajowych. „Trofeus” i „ksenotilapia” brzmią bardzo ładnie, jednak „greenwoodochromis” – dużo mniej. Wielu rybom (szczególnie tym o nieładnych nazwach łacińskich) można nadać bardzo ładne polskie nazwy, tylko trzeba nad tym popracować. Nowe określenia gatunków muszą być barwne i ciekawe, mieć w sobie to „coś”, inaczej podzielą los dużej części polskich nazw, które wyszły z użycia, lub wręcz nigdy do niego nie weszły.
W tym miejscu posłużę się kolejnym przykładem: oto wielką popularnością cieszy się do dziś księżniczka z Burundi. Cóż to za majestatyczna, ale i urocza, świetnie działająca na wyobraźnię nazwa! Nic dziwnego, że ryby te mają stale wielu fanów, a ich polska nazwa żyje i żyć będzie.
Dla kontrastu pytanie: jaka ryba kryje się pod polską nazwą „czerniak ognisty”? Odpowiedź jest nieco szokująca. To… trofeus. I nie jest nawet istotna, rażąca dzisiaj, nieadekwatność owej nazwy – „czerniak” pochodzi bowiem z czasów, gdy o rodzaju Tropheus wiedziano w Polsce bardzo mało. Istotny jest fakt, że nazwa od samego początku była brzydka (mnie czerniak kojarzy się z rakiem). Nie pokrywającym braków, ale jednak plusem, jest natomiast obrazowość nazwy. Nietrudno domyślić się, iż hodowca (a raczej „hodowczyni”) trzymała w swoim akwarium T. sp. black Bemba.
Trofeus miał nota bene w swej polskiej karierze jeszcze jedną nazwę – „pielęgnica brabancka”. Określenia tego dotyczą niemal te same zastrzeżenia, co w przypadku czerniaka. Również i ta nazwa nie przyjęła się; akwaryści za wygodniejszą uznali formę łacińską i posługują się nią do dziś. Z tego też względu używałem przykładu trofeusa we wcześniejszych punktach artykułu.
Powyższa sytuacja pokazuje, dlaczego istotne jest nadawanie rybom nazw naprawdę żywych, działających na zmysły. Albo chociaż funkcjonalnych. Trzeba pamiętać, że „ulica” natychmiast odrzuca to, co nieefektowne lub trudne do zapamiętania; podchwycone będzie tylko to, co się z jakichś względów spodoba.
Opracowanie
Michał P.
Autor dziękuje Panu Profesorowi Jerzemu Bralczykowi za życzliwą pomoc i konsultację językową
Bibliografia:
- „Słownik wyrazów obcych PWN” pod red. J.Tokarskiego, PWN 1972
- D. Ławniczak, „Czerniak ognisty”, Gospodarka Rybna, 1974, s. 21-23
- R. Pawlak, A. Adamski, „Pielęgnice jeziora Tanganika”, BGA Science Publisher, 1992
- W. Doroszewski, H. Kurkowska, „Słownik poprawnej polszczyzny PWN”, PWN 1973
- W. Kopaliński, „Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych”, PIW 1967 (I wyd.)
- S. Jodłowski, W. Taszycki, „Zasady pisowni polskiej”, Ossolineum 1983
- W. Kopaliński, „Słownik mitów i tradycji kultury”, PIW 1987
Liczba wyświetleń: 55
Nazewnictwo na pewno zmienione, potrzeba aktualizacji.